Jan Rodowicz „Anoda” jest jednym z legendarnych żołnierzy batalionu „Zośka”. W pamięci kolegów zapisał się nie tylko jako dzielny i odważny żołnierz, ale też jako wyjątkowa osobowość i wspaniały kolega. Anna Borkiewicz-Celińska „Hanka Skrzynkowa” napisała o nim tak: „Nie będzie chyba przesady w twierdzeniu, że stał się w jakimś sensie postacią najbardziej w batalionie popularną. Przyczyna leżała w usposobieniu „Anody”, w jego niepowtarzalnym poczuciu humoru (…) Potrafił wygłaszać dowcipy niczym aktor w znakomitym teatrze satyrycznym. Sam komponował swoje wiersze i piosenki, rysował karykatury kolegów i dowódców…”. Jako wyjątkowego kolegę zapamiętała go też Anna Jakubowska „Paulinka”: „najbardziej fascynowała mnie w Nim ta Jego otwartość do ludzi i do świata, ta wiara w człowieka – granicząca może z naiwnością […]”.
Jan Rodowicz urodził się 7 marca 1923 roku w rodzinie Kazimierza Rodowicza, profesora Politechniki Warszawskiej, oraz Zofii z Bortnowskich. Miał starszego brata Zygmunta, który zginął w Powstaniu Warszawskim (Raniony 1 sierpnia 1944 jako ppor. AK zginął w zbombardowanym szpitalu na Chełmskiej dn. 30 sierpnia 1944 r.).
Uczęszczał do Szkoły Powszechnej im. Ziemi Mazowieckiej, a w 1933 roku został harcerzem 21. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej. Następnie uczył się w Gimnazjum i Liceum im. Stefana Batorego i należał do 23. WDH. Przed wybuchem wojny zdążył uzyskać jedynie tzw. „małą maturę”. Naukę kontynuował na tajnych kompletach. Maturę uzyskał w 1941 roku W szkolnictwie jawnym w 1941 roku ukończył kurs Prywatnych Kursów Budowy Maszyn i Elektroniki w Warszawie i w 1943 roku Państwową Szkołę Elektryczną II stopnia. Pracował zarobkowo w warsztacie elektrotechnicznym inż. Tadeusza Czarneckiego, a następnie w fabryce Philipsa.
Uczestniczył w pracy konspiracyjnej w Szarych Szeregach i Organizacji Małego Sabotażu „Wawer”. Od listopada 1942 roku był zastępcą dowódcy 2 drużyny hufca „Centrum” tzw. CR 200 Warszawskich grup Szturmowych. Ukończył kursy: wyszkolenia bojowego, nauki o broni, wielkiej dywersji, minerki oraz tajną podchorążówkę i uzyskał stopień starszego strzelca podchorążego.
Brał udział w akcjach: odbicie więźniów pod Arsenałem jako dowódca sekcji „Butelki” (26 marca 1943 r.); uwolnienie pod Celestynowem 49 więźniów z transportu do Oświęcimia (20 maja 1943 r.); zdobycie materiałów wybuchowych (27 maja 1943 r.); wystawienie akcji uwolnienia więźniów pod Jaktorowem (6 sierpnia 1943 r.); likwidacja posterunku żandarmerii w Sieczychach (20 sierpnia 1943 r.); wystawienie akcji uwolnienia więźniów pod Milanówkiem (10 września 1943 r.); wykolejenie pociągu z transportem niemieckim pod Otwockiem (24 września 1943 r.); zdobycie posterunku żandarmerii w Wilanowie (26 września 1943 r.); dowodził akcją wysadzenia przepustu kolejowego pod Rogoźnem. Został dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych: po raz pierwszy za akcję pod Arsenałem, po raz drugi za akcję w Rogoźnie.
Po utworzeniu batalionu „Zośka” (1 września 1943 r.) został zastępcą dowódcy III plutonu w I kompanii „Felek”. W listopadzie 1943 roku został awansowany na sierżanta podchorążego, a następnie powierzono mu obowiązki dowódcy plutonu „Ryszard” 2 kompanii „Rudy”.
Między majem a lipcem 1944 roku przebywał na tzw. bazie w Puszczy Białej pod Wyszkowem. Najpierw z plutonem „Alek” (6 maja–19 czerwca), a następnie ze swoim macierzystym „Felek” (26 czerwca–25 lipca). Jeden z epizodów z pobytu „Anody” na bazie zapisał się w pamięci Anny Jakubowskiej „Paulinki”: „Otóż pewnego dnia, kiedy Janek „Anoda” po służbie mocno zasnął, trzymając w objęciach nieodłączny karabin, grupa chłopców związała go sznurem. Musiał bardzo mocno spać, skoro nie obudziły Go ani przyciszone szepty ani chichoty krepujących Go kolegów, ani więzy sznura. Oczywiście, zebrała się cała grupa uczestników, żeby przyjrzeć się tej misternej robocie, a przede wszystkim by asystować w momencie obudzenia się Janka i próbie złapania za karabin, Trwało to dość długo i nic nie wskazywało na to, że Janek ma zamiar się obudzić. I nagle nastąpiła rzecz zupełnie nieoczekiwana. Z dużej odległości dał się słyszeć cichy, lecz wyraźny pojedynczy strzał karabinowy. Instynkt i wyczulona wrażliwość na tego typu odgłosy rozbudziła Janka w ułamku sekundy. Usiłował zerwać się na równe nogi i wtedy wybuchnęły gromkie śmiechy kolegów, obserwujących daremną jego szamotaninę z karabinem”.
Jan Rodowicz uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. Bohatersko walczył na Woli. Za dowodzenie natarciem na ul. Młynarskiej został odznaczony orderem Virtuti Militari V klasy (rozkazem dowódcy AK L 507 z 11 sierpnia 1944 r.). W sierpniu 1944 roku otrzymał stopień podporucznika. Dwukrotnie ranny w czasie walk na Woli: 5 sierpnia na ul. Okopowej w lewą nogę; 10 sierpnia na ul. Spokojnej przestrzał lewego płuca , przebywał w staromiejskich szpitalach Jana Bożego i przy Miodowej 23. Przed upadkiem Starówki przeszedł kanałami do Śródmieścia. Do oddziału dołączył na Czerniakowie. 15 września na ul. Wilanowskiej 1 ponownie ranny w lewe ramię i łopatkę, a podczas transportu do szpitala, jak sam pisał, został „ranny odłamkami z granatnika w lewy łokieć i przy upadku z noszy doznałem złamania lewej ręki w łokciu”. 17 września został przetransportowany pontonem na prawy brzeg Wisły.
Orzeczeniem Inwalidzkiej Komisji Rewizyjno-Lekarskiej z 6 grudnia 1945 roku stwierdzono uszczerbek na zdrowiu w wysokości 81%.
Do Warszawy powrócił w lutym 1945 roku, 19 września tegoż roku ujawnił się przed Komisją Likwidacyjną b. AK.
W 1945 roku rozpoczął studia na Wydziale Elektrotechnicznym Politechniki Warszawskiej, a po dwóch latach przeniósł się na Wydział Architektury. Był aktywnie zaangażowany w ekshumacje kolegów poległych w powstaniu oraz dokumentowanie historii walki batalionu „Zośka”. Jak wspominał Stanisław Sieradzki „Świst”: „Olbrzymią zasługą Janka Rodowicza było nakłanianie nas, żyjących żołnierzy Batalionu „Zośka”, do spisywania wspomnień z wojennej przeszłości i do odszukiwania i zabezpieczania wszelkich materiałów historycznych na temat naszego Batalionu „Zośka””.
Rodowicz brał udział w życiu towarzyskim, w tym w słynnych zimowiskach „Zośki”. W pamięci kolegów zachowały się jego żarty i poczucie humoru. Anna Jakubowska „Paulinka” ten czas wspominała tak: „Pamiętam te wspólne wieczory zimowe, w czasie których śpiewało się nasze powstańcze piosenki, a potem Janek opowiadał nie kończące się dowcipy, wywołując huragany śmiechu. I nie dlatego, że były takie wspaniałe – to jego interpretacja powodowała, że były niepowtarzalne. Ten sam dowcip powtórzony przez kogoś innego nie wywoływał takiego efektu. Jemu wszystko uchodziło i Jemu wszystko się udawało.
Kiedyś na jednym z tych zimowych wyjazdów, wraz z grupą kolegów przebrał się za dziewczynę i na zorganizowanej potańcówce, w czasie której chłopcy zamierzali powitać grupę nieznanych panien, podetknął pod nos koledze dłoń, którą tamten pocałował nim zdołał rozpoznać Janka. Wszyscy musieliśmy przyznać, że był dorodną dziewczyną, trochę tylko płaską i za wysoką”.
Skłonność do żartów to tylko jedna strona jego osobowości, był przy tym bardzo odpowiedzialny i opiekuńczy. Najlepiej obrazuje to inny fragment wspomnień Anny Jakubowskiej: „Na drugim naszym wspólnym zimowisku byłam w ostatnich miesiącach ciąży i pamiętam, że właśnie Janek, chcąc mi uprzyjemnić ten okres, który dla wszystkich był czasem wesołej zabawy i sportowych emocji, wciągnął mnie na sankach na wysoką górę, po czym zjechał na nartach i oczekiwał mnie na dole. Oczywiście ja natychmiast się wywaliłam podrzucona na jakiejś grudzie ziemi i dotarłam do miejsca przeznaczenia po wielokrotnym przeturlaniu się po śniegu. Nigdy nie zapomnę miny Janka. Podleciał do mnie przerażony, podnosił ostrożnie, otrzepywał, podtrzymywał, jakbym miała się za chwilę rozpaść na kawałki. Ja śmiałam się cały czas, wiedząc że nic mi się nie stało, a On jeszcze długo z niepokojem śledził każdy mój ruch. Bardzo mnie wtedy rozczulił tym swoim odpowiedzialnym niepokojem i tą troskliwością”.
„Anoda” został aresztowany 24 grudnia 1948 roku i osadzony w areszcie wewnętrznym Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. O tym okresie jego życia niewiele wiadomo. Ostatnim z kolegów, który go widział żywego, był Henryk Kozłowski „Kmita”. Zobaczył „Anodę” w dniu swojego aresztowania (3 stycznia 1949 r.) na korytarzu gmachu MBP. Jan Rodowicz nie miał widocznych znamion bicia czy znęcania się na nim.
W marcu 1949 roku Zofia i Kazimierz Rodowiczowie otrzymali oficjalne zawiadomienie, że ich syn Jan Rodowicz popełnił samobójstwo, wyskakując z okna w dniu 7 stycznia 1949 roku. Pomimo podejmowanych prób wyjaśnienia okoliczności śmierci, do dziś pozostają one nieznane. W marcu 1949 roku rodzina ekshumowała ciało Jana Rodowicza z grobu opisanego jako NN do grobu rodzinnego na warszawskich Starych Powązkach (kwatera 228 grób 12).